"RÓŻA W RODZINIE" NR 3 (118) LISTOPAD 2009

Powrót do okładki RwR

 

W numerze 118 między innymi:

Przejdą rządy i partie przeminą, a Ona będzie królową – ks. bp Józef Zawitkowski

„Wielkie są dzieła Pańskie...” – wspomnienia oazowe

27 Janowska PP na Jasną Górę – ciekawe statystyki.

Okruszki codzienności, wspomnienia z JPP - siostra Edyta z grupy I

Dziękujemy – pamiętamy! – rozmowa z ks. Tomaszem Kwaśnikiem.

Cmentarz – szkoła życia – ks. Zbigniew Sobolewski

U stóp Tej, która wychowała serce Sł. Bożego Jana Pawła II – Maria Teresa.

Ślimak rybą, czyli paradoksy Unii Europejskiej – artykuł red.

Ziemia Święta – reminiscencje pielgrzyma - Kazimierz Komacki.


 

WIELKIE SĄ DZIEŁA PAŃSKIE, MOGĄ ICH DOŚWIADCZYĆ WSZYSCY, KTÓRZY JE MIŁUJĄ" (PS 11,2)

Czar wakacji prysł już kilkanaście tygodni temu, a jednak ślady wspomnień wracają na co dzień. Wracają w szczególności do oazowiczów, którzy w lipcu, tuż po Nawiedzeniu Jasnogórskiego Wizerunku Madonny, zaczęli swe 15-dniowe rekolekcje. Tak, właśnie nie kolonię czy wycieczkę, ale rekolekcje... I chociaż nieraz z ust naszych kolegów padają słowa ironii i cynizmu, kiedy dowiadują się, że w wakacje wyjeżdżamy na rekolekcje, to stamtąd nie chce się wracać, pomimo, że spędzamy na nich ponad pół miesiąca. Codzienna Eucharystia, pacierz, różaniec, spowiedź, wędrówki po górach i poprzez bieszczadzkie chaszcze, wspólne posiłki, ogniska z gitarą i śpiewem, a przede wszystkim niesamowita więź łącząca ludzi z Bogiem i ludźmi, którzy jeszcze kilka dni wcześniej o sobie nie słyszeli, zostawiają niezatarte piętno w sercu człowieka.W minione wakacje w turnusach wakacyjnych wzięło udział ponad 40 osób z Janowa. Dużo? Mało? Myślę, że nie warto oceniać. Warto za to przeczytać kilka poniższych świadectw, które dają nadzieję, że młodzi ludzie poszukują, chcą się wznosić ponad to co płaskie i proste, chcą płynąć pod prąd.

Olga

To była moja pierwsza oaza w życiu. Poczułem bliskość innych ludzi, którzy też pragną być z Bogiem. Dostałem porządny zastrzyk pozytywnej energii. Teraz lepiej rozumiem to, co się działo w moim życiu. Brakuje mi tego, ale mam nadzieję, że wkrótce znów będę mógł tego doświadczyć.

Jasiek, 14 lat

Dzięki tegorocznym rekolekcjom oazowym zobaczyłam, że spowiedź święta to nie jest taki smutny sakrament, że tylko pokutujemy i przepraszamy Boga za nasze grzechy. Zauważyłam, że daje on wiele radości i siły do dalszego działania, trzeba tylko dobrze go przeżyć, a nie traktować to jak: „bo muszę", „bo wypada". Poza tym 4 dnia przyjęłam Jezusa, jako mojego Pana i Zbawiciela, oddając ster mojego życia w Jego ręce. Nie oczekuję od razu wielkich cudów... po prostu wiem, że będzie dobrze, bo mam dobrego przewodnika na swojej trasie i Jemu ufam.

Angelika, 14 lat

Wakacyjna Oaza Nowego Życia III w Sandomierzu, to trzecie wakacje, które spędziłam w miłej i radosnej atmosferze, poznając bliżej siebie i zawierając nowe przyjaźnie. To 15 dni, kiedy mogłam wokół siebie odkrywać obecność Boga, który każdego dnia obdarza mnie Swą miłością i łaskami, a także to czas, aby Pana i Zbawiciela na stałe prosić do swojego życia. Codziennie w trakcie oazy pielgrzymowałam do innego kościoła w diecezji, który wiązywał do rozważań dnia. Każda świątynia posiadała odmienny charakter i wygląd, co wzbudzało podziw nad wspaniałością Boga i pomagało w pogłębianiu swej wiary. Te wakacje były idealną okazją, by na chwilę się zatrzymać, odpocząć od zwykłych obowiązków i odnaleźć swoje miejsce w Kościele.

Iwona, 17 lat

Rekolekcje oazowe były zupełnie czymś nowym i na pewno niezapomnianym. Jeszcze nigdy z taką łatwością nie nawiązywałam nowych kontaktów - tak, jak tam, bo tam wszyscy byli otwarci i „pokojowo” nastawieni. Mogłam tam się otworzyć i rozmawiać z innymi na tematy, jakich np. w szkole niestety nie umiałabym poruszyć. Na Oazie były takie momenty, że nie mogłam przestać się śmiać, ale i takie, w których jeszcze nigdy nie byłam tak skupiona i poważna. Wakacyjna Oaza bardzo wpłynęła na moje zachowanie i na mój sposób bycia.

Kasia, 13 lat

do góry


DZIĘKUJEMY - PAMIĘTAMY!

 

Rozmowa z ks. Tomaszem Kwaśnikiem

Sześć razy na janowskiej pielgrzymce przez ostatnie cztery lata. Ksiądz ją organizował i prowadził. Jakie ma Ksiądz w związku z tym doświadczenia i obserwacje? Co było największym trudem i zmartwieniem, a co radością Księdza jako szefa Pielgrzymki?

Wdzięczną pamięcią ogarniam organizatorów i pątników, którzy to pielgrzymkowe dziedzictwo tworzyli w Janowie od 1982 roku. Przy ubogich środkach techniczno - logistycznych, pokonując przeszkody komunistycznych władz, stworzyli w małym ośrodku coś wspaniałego i trwałego - pielgrzymkę. Jestem bodaj dziesiątym przewodnikiem (wolę to określenie niż „dyrektorem") Janowskiej Pielgrzymki i w dużej mierze bazuję na tym, co wypracowali poprzednicy - świeccy i duchowni. A praca z pielgrzymką trwa na okrągło cały rok. Zaraz po powrocie trzeba dokonać wszelakich rozliczeń i podsumowań, wysłać listy dziękczynne do parafii, które nas przyjmowały, a we wrześniu jest spotkanie popielgrzymkowe. Na Boże Narodzenie i Wielkanoc znów listy z życzeniami świątecznymi do parafii na trasie, w styczniu opłatek, w kwietniu spotkanie wielkanocne. A potem znów nowy plakat i znaczek na kolejną pielgrzymkę, formalne zgłoszenie, organizowanie samochodów i ludzi do poszczególnych służb, szykowanie sprzętu, zapisy i ...w drogę! Z każdym rokiem było łatwiej, bo ma się coraz bogatsze doświadczenie, zna się ludzi, na których można polegać.

Na pielgrzymce zmieniają się ludzie. Czy sama pielgrzymka też?

Sądzę, że pielgrzymki przeszły swego rodzaju duchowe przeobrażenie. W latach 80-tych ub. w. miały wymiar bardziej patriotyczny, teraz zaś motywacja jest przede wszystkim religijna. Kiedyś pielgrzymka była -zwłaszcza dla młodych - poniekąd jedyną atrakcją wakacji. Wtedy Janowska Pielgrzymka biła rekordy ilości uczestników - 1000, 1200 pątników. Teraz jest stabilizacja na poziomie 400 - 500 osób. Dzisiaj pielgrzymka jest jakby znakiem sprzeciwu wobec zlaicyzowanego, wyrachowanego, rozmiłowanego w przyjemności współczesnego świata. Jest niejako demonstracją, że ludzie szukają Pana Boga, kochają Go i oddają Mu ofiarę pątniczego szlaku, trudu, ubóstwa, pokuty. Bywały problemy z dyscypliną, bo nie wszyscy rozumieli, czym jest pielgrzymowanie, ale i oni z czasem „dojrzeli" i zrozumieli po co idą. Cieszy, że pielgrzymkowe dzieło trwa i nie ma symptomów jego zaniku. Rozwija się także pielgrzymowanie duchowe tych, co z różnych powodów nie mogą fizycznie uczestniczyć w pielgrzymce. To trzecia, najliczniejsza zresztą, grupa JPP. Poprzez Internet można wysyłać prośby i podziękowania. Niejednokrotnie świadczą one bardzo dobitnie o wielkich dziełach, jakie dokonują się w ludziach. Niekiedy są świadectwem ogromnych dramatów i zranień wewnętrznych.

Jak zachęcać ludzi do podjęcia trudu wędrówki?

Janowska pielgrzymka ma już 27 lat, a więc także religijno - duchowe dziedzictwo wypracowane w minionych latach. Jest znana w dekanacie i ludzie już wiedzą, że na początku sierpnia znów pójdzie „kompania" (jak dawniej mówiono) do Częstochowy. Niemniej należy pisać o pielgrzymce w lokalnej gazecie parafialnej, prezentując wspomnienia, zdjęcia, a także propagować pielgrzymowanie poprzez Intemet, ulotki, krótkie filmy dvd, plakaty, ogłoszenia. Dwa lata temu, na jubileusz 25-lecia Janowskiej Pielgrzymki wydaliśmy książkę z pątniczymi refleksjami, wspomnieniami i statystykami.

Proszę podzielić się ciekawostkami z tych kilku ostatnich lat?

Ciekawostki w przeszłości wiązały się z osobą niestrudzonego pielgrzyma, ks. kan. Henryka Samula, pielgrzymował z Janowska PP 13 razy. Dziś trudno o tak bogatą i barwną osobowość, ale mile wspominam np. jednodniową wizytę ks. St. Budzyńskiego z grupą niepełnosprawnych i ich przyjaciół w roku 2007. Było to przypomnienie, że w pierwszych pielgrzymkach z Janowa na Jasną Górę systematycznie uczestniczyło ok. 20 niepełnosprawnych z całej Lubelszczyzny.

Żal się rozstać?

Wielki żal. Poznałem dobrze tych na pomoc których można liczyć. Znam proboszczów na trasie i jestem z nimi w dobrych stosunkach. Następca będzie musiał uczyć się wszystkiego od początku.

Dziękuję za rozmowę. Życzę sukcesów na nowej placówce w Stalowej Woli.

Rozmawiał JŁ

do góry


CMENTARZ - SZKOŁA ŻYCIA

 

Coraz większą mgłą otulają się poranki. Jest listopad - wraz ze światłami lamp na cmentarzach i powoli umierającymi świerkowymi wiązankami. Kto z nas w tych dniach nie nawiedzi cmentarza? Jest to miejsce szczególne. Szkoła życia.

Nawiedzać cmentarze lubią ludzie starsi. Z wielką troską porządkują groby swoich najbliższych. Pielęgnują wspomnienia, niczym najcenniejsze perły. Z namaszczeniem odmawiają długie modlitwy za zmarłych. Jest w ludziach starszych, pogrążonych w milczącej modlitwie, jakaś wspaniałość i spokój. Modlą się za zmarłych z pewnością, którą daje wiara w świętych obcowanie. Wiedzą, że ci, którzy odeszli, są blisko. Starzy ludzie cierpliwie czekają na ponowne spotkanie. Umieją myśleć o śmierci w sposób pogodny i naturalny. Wiedzą, że przyjdzie, tak jak przyszła po męża, żonę, przyjaciela czy dziecko. Sami gotowi są na przywitanie tego dnia, który dla nich będzie na ziemi ostatnim.

Młodzi na cmentarzu czują się raczej nieswojo. Niektórzy uciekają pospiesznie z ceremonii pogrzebowych, a kiedy w pierwszych dniach listopada stając nad grobami najbliższych - próbują zagłuszyć ciszę pustą rozmową. Jakby chcieli sami siebie rozkojarzyć. Szkoda. Cmentarz stanowi miejsce ostatniego spoczynku zmarłych, jest szkołą życia. To miejsce ma niezwykłą siłę przemawiania. Przywraca właściwe wymiary Bogu, człowiekowi i światu. Brama cmentarza - niczym ostatni bastion - daje odpór temu, co ułudne, pozorne, wykrzywione przez nasze pożądania i nadzieje. Kiedy bodaj na chwilę przystaniemy w zadumie nad grobami najbliższych, świat wyda się nam jakby inny.

Warto chodzić na cmentarz, ponieważ groby mówią dużo o życiu - i tych, którzy odeszli, i tych, którzy jeszcze są obok. Co się liczy? Co ma tak naprawdę wartość? Odpowiedź na te pytania weryfikuje jesienna cisza, zakłócana naszymi niepewnymi krokami. Cmentarz onieśmiela. Tutaj wielcy wydają się mali. Niezwyciężeni - pokonani i pokorni. Bogaci - ubożsi od ewangelicznego Łazarza. Wygadani i pewni siebie - milczą na zawsze. Proszą jedynie o „Zdrowaś Maryjo", tych, którzy jeszcze umieją się modlić.

Wszystkie nasze ludzkie namiętności i pasje u progu cmentarnej bramy tracą na żywotności i blasku. Czy warto nienawidzić i pożądać? Czy warto tracić i zyskiwać? Czy ma sens to wszystko, co budujemy z wielkim mozołem, skoro i tak... Podobne pytania nosił w swoim sercu mędrzec Kohelet, kiedy doświadczył znikomości świata ludzkiego i jego kruchości.

Cmentarz jest szkołą życia - cudownym miejscem (może jedynym), w którym człowiek (chce czy nie chce) musi odkleić zrośnięte z sobą maski i dostrzec siebie w prawdzie o kruchości i przemijalności swego życia. Ksiądz Jan Twardowski napisał wiersz:

„Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą...". Odchodzący, którzy znaczą ziemię swoimi grobami, przynaglają nas do tego, abyśmy spieszyli się kochać. Nasze „dziś" trwa bardzo krótko: dzisiaj mogę coś dobrego uczynić bliźniemu, jutro być może nie będę miał tej szansy. Spieszmy się kochać ludzi, bo odchodzą szybko - tak, jak i my odchodzimy każdego dnia. Spieszmy się kochać ludzi, aby pod wieczór życia nie miotać się w poczuciu bezsiły i przegranej. By nie stanąć przed Bogiem z pustymi rękami.

ks. Zbigniew Sobolewski

do góry


Wydawca:

Parafia św. Jana Chrzciciela w Janowie Lubelskim

Redaguje zespół:

Dyrektor Redakcji: ks. dr Jacek Staszak

Redaktor naczelny: Józef Łukasiewicz

Asystent kościelny: ks. Michał Majecki

Adres redakcji:

Parafia Rzymskokatolicka p.w. św. Jana Chrzciciela

23-300 Janów Lubelski, ul. Szewska 1, tel. (0-15) 872-01-11

(C) 2001-2009 Webmaster