"RÓŻA W RODZINIE" NR 1 (127) KWIECIEŃ 2012

Powrót do okładki RwR

 

 

W numerze 127 między innymi:

Będziemy Europie potrzebni - ks. bp Józef Zawitkowski

Droga Krzyżowa ekspiacją za niewypełnienie Ślubów Jasnogórskich – Teresa Duda

Lekcji duchowych czas -

Kto uczy dzieci pijaństwa? - Krystyna Czuba

Ks. Jan Hetner (1814-1888) - ks. Piotr Tylec

Majowe granie - Józef Łukasiewicz

Janowskie archiwalia – Głos Lubelski

Adolf Estreicher 1820 – 1886 - Jolanta Dąbek


 

DROGA KRZYŻOWA EKSPIACJĄ ZA NIEWYPEŁNIENIE ŚLUBÓW JASNOGÓRSKICH

16 marca br. w stacyjnym kościele – Św. Jadwigi Królowej w Janowie Lubelskim odbyło się nabożeństwo Drogi Krzyżowej, jako wynagrodzenie Panu Bogu za grzechy Narodu, a szczególnie za niewypełnienie Ślubów Jasnogórskich.

Drogę Krzyżową w adaptacji Teresy Dudy przygotowali i przeprowadzili członkowie Wspólnot dla Intronizacji Najświętszego Serca Pana Jezusa Króla Wszechświata z janowskich parafii. We wprowadzeniu animatorka podkreśliła: „Droga Krzyżowa, to nie tylko droga Pana Jezusa, i nie tylko moja droga, ale również [...] droga naszej Ojczyzny. Dzisiaj chcemy uświadomić, na ile wypełniliśmy Śluby Jasnogórskie odnawiane w okresie peregrynacji Ikony Jasnogórskiej.

Wielka Matko Boga i Człowieka, Królowo Świata i Polski Królowo, pragniemy wraz z Tobą przejść Drogę Krzyżową, prosząc o to, aby Jezus Chrystus – Twój Syn, był uznany Królem, Który króluje przez miłość płynącą z Jego Najświętszego Serca, byśmy wszyscy nawrócili się, czynili pokutę, głosili Jego chwałę i budowali Jego Królestwo prawdy i życia, sprawiedliwości i pokoju, miłości i miłosierdzia, byli Jego świadkami...”

Po słowach wprowadzenia, mocno zabrzmiał śpiew pieśni: „O Wielka Matko Boga i Człowieka, Tobie Ojcowie nasi ślubowali… Królowo Polski przyrzekamy, Królowo Polski ślubujemy” ze wzniesionymi rękami wzwyż. Na początku każdej stacji wybrzmiewały kolejne słowa Ślubów, a po nich rozważania cierpień Jezusa w czasie drogi na Kalwarię w nawiązaniu do naszych wad narodowych z prośbą o nawrócenie.

W 1956 roku uroczyście przyrzekaliśmy strzec w każdej polskiej duszy daru łaski jako źródła Bożego życia, stoczyć największy bój z naszymi wadami narodowymi, bronić godności kobiety, strzec nierozerwalności małżeństwa, uważać dar życia za największą łaskę Boga i najcenniejszy skarb Narodu, zdobywać cnoty wierności, sumienności, szacunku dla drugiego człowieka.

To nabożeństwo Drogi Krzyżowej uświadomiło nam, że Śluby Jana Kazimierza nie zostały spełnione, podobnie jak nasze śluby ciągle czekają na realizację. Tymczasem zło coraz bardziej szleje wśród nas. Brakuje nam głębokiej wiary, silnej woli. Obiecywaliśmy bój, ale boju nie było. Stoimy wobec strasznej ruiny: ponad milion rozbitych małżeństw; tylko w 2010 roku, według statystyk, co drugie małżeństwo w Warszawie rozpadło się. Jak traktujemy dziś dar życia, skoro dorosłe polskie kobiety w manifestacjach żądają wolnego dostępu do antykoncepcji, aborcji, in vitro!? Skoro tysiące matek i ojców niszczy poczęte życie!? Dlatego zakończeniem każdej stacji naszego nabożeństwa były suplikacje: Przepuść Panie, przepuść ludowi Twojemu... Przyrzekaliśmy, że Naród będzie świątynią pełną Bożej łaski. Jakże często, jest raczej pretorium Piłata, gdzie ciągle skazuje się Jezusa na śmierć.

Rozważając kolejne stacje, przepraszaliśmy także za znieważanie Eucharystii, za brak zrozumienia wartości Krzyża i jego profanację, za ustawy łamiące Boże prawo we wszystkich dziedzinach życia narodowego. Wznosiliśmy przebłagania za zło wyrządzane przez nałogi: alkohol, narkotyki, seks, internet, hazard itd., za objawy znieczulicy, pospolity wulgaryzm, egoizm, czerpanie korzyści ze szkodą dla wspólnego, narodowego dobra, za brak patriotyzmu. Przepuść Panie, przepuść ludowi Twojemu...

Stając przy stacji Chrystusa Zmartwychwstałego, naszego Pana i Króla, wierni przepraszali za zniewagi Najświętszego Serca oraz Bolesnego i Niepokalanego Serca Maryi. Przepraszali za wszystkie grzechy osobiste, grzechy swych rodzin, parafii i Ojczyzny, prosząc o moc zrealizowania Jasnogórskich Ślubów Narodu.

Teresa Duda

do góry


KTO UCZY DZIECI PIJAŃSTWA?

Przeprowadzono badania dotyczące picia alkoholu przez dzieci i młodzież. Jak wynika z badań Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych do picia wódki przyznaje się w tej chwili około połowa młodzieży, podczas gdy w 1992 r. tylko jedna trzecia młodzieży. W krajach Europy Zachodniej młodzi piją alkohol po raz pierwszy w życiu w wieku około 15 do 16 lat, natomiast w krajach postkomunistycznych wcześniej: I tak na Węgrzech w wieku 13. Najtragiczniejszą rzeczywistość przedstawiają polskie dzieci. Piją poniżej 10-go roku życia 8% chłopców i 2% dziewczynek. Między 11 a 14 rokiem życia pije 41% chłopców i 27% dziewczynek. Oczywiście piją nie cały czas, ale już pili alkohole.

Pisze o tym w tygodniku "Solidarność" nr 41 Jerzy Kowalski w artykule „Pijani za młodu”: „Zapytajmy więc dlaczego dzieci i młodzi piją alkohol? Mówię tak: ponieważ piją wszyscy. Piją dla zabawy, piją z nudów, piją, aby nie zostać w tyle za innymi, piją, aby zapomnieć o kłopotach szkolnych czy domowych”. Autor artykułu pisze: „napoje alkoholowe są najpopularniejszą substancją psychoaktywną wśród młodzieży szkolnej, czym zresztą nie różni się ona od dorosłego społeczeństwa. Z badań wynika, że piło 88% trzecioklasistów. Chodzi tutaj o szkołę średnią. Chłopcy preferują piwo - 73%, potem wódkę 54% i wino 39%. Dziewczęta wolą wino 42%, piwo 40%, i wódkę 38%. Młodzież pije, choć konsekwencją są kłótnie i sprzeczki. Doświadcza ich 35% tej młodzieży i ma problemy ze swoimi rodzicami. 30% mówi, że w ich życiu zdarzają się bójki i przepychanki. A jeśli coś ich powstrzymuje od picia - to ryzyko, czyli skutki wypadków po alkoholu, destrukcje życia rodzinnego lub szkody zdrowotne, a także przemoc i kac. Ale nie powstrzymują się od picia z powodu norm, czyli wartości, jak np. picie wbrew zasadom, powody religijne, czy zła opinia rodziców.

Zapytajmy, kto jest winien tej sytuacji? Nierzadko sami rodzice. Po pierwsze nie są dobrym przykładem. Dzieci widzą często ojca czy matkę pijanych lub pijących. Jeśli dla rodziców przyjęcia z alkoholem są jedyną formą rozrywki i spędzania czasu, czego mogą nauczyć własne dzieci? Zdarza się także, że rodzice namawiają dzieci do picia. Spróbuj troszkę, nic ci nie zaszkodzi, i dzieci próbują. Często pierwsze próbowanie zaszkodziło dzieciom na całe lata.

Drugą przyczyną i chyba najczęstszą jest ideologia powszechnego luzu. Niełatwo jest być na luzie - jak mówią młodzi - gdy się nie popije. Luz w relacjach międzyludzkich i w szkole, i na ulicy. Daj sobie luz. Wyznawcy luzu bardzo łatwo znajdują uznanie u młodocianych, mówią, że tylko młodzi są najważniejsi, że tylko młodzież ma prawa do wszystkiego. Dzieci i młodzież nie widzą powodów więc aby powstrzymać się od eksperymentowania i od używania wszystkiego łącznie z alkoholem. I na tym właśnie polega tzw. dobrodziejstwo liberalizacji życia, które prowadzi w rezultacie do samozniszczenia.

Do picia skłania młodych także sytuacja społeczno- ekonomiczna. Bezrobocie to bezsens życia i sytuacja stresogenna. Brak jest też wzorców, autorytetów, obserwujemy zanik wszelkiej dyscypliny społecznej. Rządzący parlamentarzyści a nawet niestety czasem nauczyciele nie stanowią żadnych wzorców do naśladowania. Wręcz przeciwnie, są tragicznymi autorytetami. Ten był pijany na forum międzynarodowym, tamten uczestniczył w aferze alkoholowej, tych widziano w knajpie a jeszcze innych na ulicy, czy na mównicy pijących. Ostatnio nawet Parlament przyznał strażakom prawo sprzedaży alkoholu w remizach.

Alkohol sprzedaje się też dzieciom i młodzieży. Nikt nie reaguje na młodocianych pijanych na ulicach, często po prostu ze strachu. I choć różne są przyczyny picia jest to wielki dramat. Często nie wiemy jak pomóc w tej sprawie. Ta jedna pomoc jest na pewno skuteczna: modlitwa o trzeźwość narodu, modlitwa o trzeźwość polskiej młodzieży.

Krystyna Czuba

do góry


MAJOWE GRANIE

Kościół św. Jana Chrzciciela w Janowie Lubelskim znany jest w regionie i daleko poza nim jako sanktuarium Matki Bożej Łaskawej, a jego historia sięga XVII wieku i jest związana z inicjacją i dziejami miasta. Wysoko, na czołowej fasadzie świątyni umieszczony jest balkon, zwyczajowo nazywany „gankiem”. Ów „ganek” jest przez mieszkańców Janowa jednoznacznie kojarzony z majowym graniem. Kilkuosobowy zespół muzykantów w świąteczny wczesny ranek wygrywa Maryjne pieśni. Ich echo osnuwa wtedy niemal całe budzące się do nowego dnia miasteczko.

Nikt już nie pamięta kiedy to się zaczęło. Nie można jednak wykluczyć, że granie na ganku zainicjowali jeszcze oo. dominikanie, którzy tu włodarzyli do roku 1864. Wiadomo natomiast na pewno, że majowe granie trwa co najmniej 114 lat. Zaczęło się w 1898 roku, gdy organistą w Janowie był Józef Janisz – wykształcony muzyk i dobry organizator, kapelmistrz orkiestry wojskowej w carskim wojsku i komendant nowo założonej w Janowie straży pożarnej. On bowiem w 1898 roku założył chór parafialny, a parę lat później powstał drugi chór – dziecięcy. Janisz zorganizował także orkiestrę dętą, która w repertuarze miała – oprócz pieśni religijnych – także patriotyczne i ludowe. Muzykanci pochodzili z Janowa i – w większości – z okolicznych wsi, głównie z Rudy, Białej, Kawęczyna, Rataja i Wólki. Występowała w niebieskich sukmanach. Orkiestra była szeroko znana i zapraszana na występy do innych miejscowości.

W tym czasie parafią włodarzył ks. kan. Franciszek Ostrowski, ale jego stałą siedzibą była plebania w Białej. W janowskim klasztorze natomiast mieszkali wikariusze; na przełomie XIX i XX w. byli to: ks. Czesław Koziołkiewicz (późniejszy prałat i przez 49 lat [!] proboszcz par. WNMP w Biłgoraju, ur. 1871, zm. 1952, w Janowie od roku 1894 do 1903), ks. Ignacy Domański, ks. Piotr Łukasiewicz i ks. Michał Zawisza (potem, od 1908 do 1931 r. proboszcz w Janowie). Zajmowali oni pomieszczenia na piętrze, zaś cały parter zajmował wraz z rodziną carski naczelnik Janowa, areszt i szkoła. Owemu „Moskalowi” (bo tak go powszechnie zwano) nie podobało się majowe granie na ganku – wyraził to wobec organisty Janisza. Skoro jest zakaz, więc p. Janisz zebrał orkiestrę na dziedzińcu kościoła i nie grano już „na ganku”, tylko na… ziemi!

Muzykanci mieli jeszcze w swojej historii drugie przykre wydarzenie. O ile „Moskala” dało się sprytnie obejść, o tyle trudniej (i groźniej!) było z „przewodnią siłą narodu” – PZPR, gdy w latach 60-tych XX w. dwóch młodych partyjnych aktywistów (pewnie dla kariery) oskarżyło ich przed kolegium ds. wykroczeń o... zakłócanie ciszy w mieście. Muzykanci dostali wysokie kilkutysięczne mandaty, ale solidarni parafianie spłacili ich „karę”.

Przez lata w naturalny sposób zmieniał się skład osobowy zespołu muzycznego. W okresie międzywojennym i później – do lat 50. XX w. – muzykantów było kilkunastu, potem ich liczba topniała. Pewnie m.in. dlatego, że od zawsze byli to amatorzy samoucy, którzy nie mieli finansowego patrona, lokalu czy kierownictwa. Spotykali się na próby we własnych domach. Miało to jednak tę dobrą stronę, że do ich muzykowania włączały się przez to dzieci, które z czasem zmieniały w zespole swoich rodziców czy dziadków. Posługiwali się klasycznymi instrumentami muzycznymi dętymi, które - nawiasem mówiąc - były ich prywatną własnością. W różnych okresach były w zespole różne instrumenty blaszane, na ogół: trąbka, tuba, waltornia, klarnet, puzon, kornet, niekiedy saksofon lub flet.

Dzisiaj młodzi częściej muzyki słuchają, niż ją uprawiają, a jeżeli już, to niewielu interesują instrumenty dęte, bo od lat 60. ub. wieku młodzież owładnięta jest gitarą, perkusją i przeróżnymi instrumentami elektronicznymi. Dlatego orkiestry dęte, w tym i ta mała janowska, przechodzą kryzys. Widać to choćby po częstotliwości „majowego grania” – teraz tylko w świąteczne poranki.

Tymczasem kiedyś, aż do lat 80. XX w., „Chwalcie łąki umajone”, „Po górach, dolinach”, „Serdeczna Matko” i wiele innych melodii rozlegało się przez wszystkie 31 dni maja, a ponadto jeszcze przez godzinę w świąteczne majowe popołudnia. W miasteczku przeważała wówczas niska, parterowa zabudowa, nie było hałasu motoryzacyjnego, ani radiowo-telewizyjnego, więc muzyka niosła się daleko, przy korzystnym wietrze aż po las. Wielu w świąteczne popołudnie specjalnie wychodziło do rynku, by na ławeczce wysłuchać swoistego koncertu. Zachwycali się nim również podróżni na dworcu autobusowym. Muzykantów tych widać też było przy innych uroczystościach kościelnych – na bożonarodzeniowej i noworocznej Pasterce, podczas Rezurekcji, na procesji Bożego Ciała i podczas odpustów. Towarzyszyli procesji do Kruczka i co niektórym zacniejszym obywatelom podczas pogrzebu. Kolędowali w dzień św. Szczepana, Nowy Rok i Trzech Króli chodząc do znamienitszych domów.

Mimo wskazanych powyżej trudności, majowe granie z kościelnego „ganku” trwa nadal. Na stałe – mam nadzieję – wpisało się w pejzaż Janowa. Tradycja znana jeszcze tylko w dwóch bodaj miejscowościach (na Pomorzu i Podkarpaciu) - jest u nas podtrzymywana. Jest ona świadectwem zarówno wiary – wiernej służby Bogu i Maryi, jak i kultury muzycznej. Jest czymś, co wyróżnia janowskie sanktuarium spośród innych; i tak np. misterium Wielkiego Tygodnia jest specyfiką Kalwarii Zebrzydowskiej, symbolika jerozolimska – sanktuarium wambierzyckiego czy koncerty organowe w Świętej Lipce, a u nas mamy granie na ganku. Niech więc trwa, niech ocaleje ten piękny relikt naszej kultury, wiary i tożsamości narodowej.

Józef Łukasiewicz

do góry


Wydawca:

Parafia św. Jana Chrzciciela w Janowie Lubelskim

Redaguje zespół:

Dyrektor Redakcji: ks. dr Jacek Staszak

Redaktor naczelny: Józef Łukasiewicz

Asystent kościelny: ks. Michał Majecki

Adres redakcji:

Parafia Rzymskokatolicka p.w. św. Jana Chrzciciela

23-300 Janów Lubelski, ul. Szewska 1, tel. (0-15) 872-01-11

(C) 2001-2012